LIPCOWE WSPOMNIENIA

Lipiec 2025 pokazał mi, że w zasadzie mogę sobie robić różne założenia i plany jesli czuję taką potrzebę ALE wszechświat ma swój plan i zaskoczy mnie nie raz. Nie zawsze pozytywnie. Wymyśliłam sobie, że będzie beztrosko, wakacyjnie, ciepło, radośnie i lekko. Przecież to miesiąc, w którym się urodziłam, więc musi być wyjątkowy. 

 

Sycylia 2025

No i takie chwile też były, zwłaszcza podczas naszego sycylijskiego urlopu. Ale poza tym - dużo trudnych zdarzeń i emocji. Momentami zbyt wiele.  

Bardzo doceniam to, że mam ogrom możliwości i głowę pełną marzeń. To dobry pakiet. Staram się skupiać właśnie na tym, dlatego wycisnęłam z tego miesiąca tyle dobrego ile potrafiłam, a trudne momenty, jak zwykle, potraktowałam jako lekcje. I jestem przekonana, że te lekcje składają się na (dosyć krętą) drogę do przełomu. 

Wierzę w to, że wszystko przytrafia nam się po coś i staram się to COŚ wyłapywać i wyciągać jak najkorzystniejsze wnioski. Na początku tego lata zapisałam w swoim Życiowniku taki tekst: "zamiast pytać: dlaczego mnie to spotyka?, zapytaj: czego mnie to nauczyło?". Dodałabym od siebie jeszcze: a później zaparz sobie kawkę w ulubionej, najpiękniejszej filiżance i obserwuj chmury leżąc w hamaku ;)

Lipiec rozpoczął się  od wizyty u fryzjera, co zawsze robi mi dobrze na głowę (dosłownie i w przenośni). Z tej okazji wybrałam się na kolejną SOLORANDKĘ. Obejrzałam bardzo kobiecą wystawę, która była dla mnie dużą inspiracją. Podziwiam fotografów, którzy potrafią zamykać w kadrach prawdziwe emocje. To wcale nie takie proste, dla mnie - mistrzostwo! Posiedziałam w kafejce, trochę popisałam, trochę poobserwowałam i pomyślałam... Takie chwile tylko dla siebie to moja świętość. //  Bawiłam się też w ciocię i robiliśmy obrazy botaniczne. To niesamowite jak spokojne i szczęśliwe jest dziecko, które czuje sto procent zainteresowania jego osobą. Ale, mogłam się starać, a największą frajdą i tak były pieski. Nasza Zora i Rina też były w siódmym niebie, bo miziankom nie było końca.

 


Nie ukrywam, że jedzenie uważam za jedną z największych przyjemności w życiu. Lipiec pod tym względem jest bezbłędnie niepowtarzalny. Objadłam się jagodzianek, ultracienkich pierogów z jagodami i owoców prosto z krzaczka.

 


Skończyła się wreszcie największa część remontu, dom zyskał nową elewację i teraz pięknie komponuje się z ciemnym drewnem tarasu i zielenią wokół. Oczywiście nie obylo się bez nowych nasadzeń w ogrodzie. Dostałam wymarzoną od lat oliwkę, która bardzo przypomina mi nasze włoskie podróże. W wazonach królowały zerwane tu i ówdzie kwiaty. Przesadziliśmy też, z wielkimi obawami, szałwię, która hodowana od maleńkiej sadzonki, osiągnęła olbrzymie rozmiary i nie mieściła się w skrzynce. Cały czas trzymam za nią kciuki, żeby odnalazła się na nowym miejscu. Pogoda nas nie rozpieszczała w lipcu, ale każdy słoneczny dzień to chociaż mała chwila spędzona w ogrodzie.

 


Nie zabrakło też różnych spotkań. Do Pszczyny zawitał Pamięciownik - czyli bus, który zbiera wspomnienia. Miałam przyjemność porozmawiać z Panią, która miała wiele historii do opowiedzenia i chętnie się nimi dzieliła, a ja chętnie słuchałam. //  Nasza kotka Sisi stała się podróżniczką. Zwiedza kolejne polskie regiony i wydaje się być szczęsliwa. Gdziekolwiek się nie pojawi, od razu cały teren jest jej! //  Były też zaskakujące spotkania. Jak to na rynku, kiedy wyszliśmy tylko na spacer i raczej nie miałam ochoty na towarzystwo, a ktoś nas wypatrzył, zaprosił do stolika i okazało się, że właśnie tego potrzebowałam, i było super! Albo to, którego się trochę obawiałam. Jakiś czas temu napisała do mnie pewna Pani szukająca rodziny ze strony swojego dziadka, który został zesłany na Syberię. Znałam tę historię, ale według relacji słuch po nim zaginął. No taka sytuacja.  //  Różne smutki koiłam nad wodą, tam czuję się najlepiej. Na szczęscie mamy kilka takich miejsc w okolicy ;)


W lipcu dużo domowałam. Rozmyślałam nad tym, że polska wieś teraz, to już nie to samo co kiedyś. Tęsknię czasami za tamtą wsią. Potrafię bez problemu odtworzyć we wspomnieniach dźwięk, który wydawała kosa ścinająca trawę, no i ten zapach! Jakie to było pięknie boskie! Teraz z każdej strony słyszę kosiarki i podkaszarki spalinowe. Marzy mi się umowa międzysąsiedzka na jeden, stały termin koszenia :)  //  Kolażowałam, wiadomo. Lubię te swoje wycinanki. Ciekawe rzeczy z nich się wyłaniają.  // Dużo kawek i herbatek wypiłam na tarasie, który w końcu zaczynają porastać winorośle. A śniadania - pod leszczyną. Mogłabym tak żyć cały rok. Zupełnie nie potrzebuję jesieni i zimy.

 

 

Było też rodzinnie. Pamietam czasy, kiedy dawałam synowi "fory" i pozwalałam wygrać w karty lub planszówkę i zupełnie nie rozumiem dlaczego nie odwdzięcza się tym samym teraz, w stosunku do mnie ;) Już w zasadzie nie ma gry, w którą jestem w stanie wygrać. A co jak co, ale przegrywać to ja nie cierpię ;)  //  Wróciłam na próbę do ciemnych włosów. A jako, że w planach mieliśmy Sycylię na koniec miesiąca, spontanicznie wybrałam kolor espresso :) Wyszedł trochę zbyt ciemny, ale po latach rozjaśniania, teraz zdecydowanie lepiej czuję się w odcieniach brązu.  //  Lipiec to też dużo spacerów, no i tej wody, która miała koić. I rozmów. Dobrze, że mam z kim rozmawiać o rzeczach ważnych i trudnych. Bardzo to doceniam.

 


Wpadłam też na warsztaty z sensoceramiki do Ani z Tyskich LoveLasów i ulepiłam sobie ważkę jako symbol Atelier Kobiecej Kreacji, które wymyśliłam jakiś czas temu. Ważka ma piękną symbolikę, bardzo do mnie pasuje. Zresztą ważki fascynują mnie od dawna i pewnie nie bez powodu.  //  Uratowaliśmy jeżyka. Był bardzo osłabiony, myślę, że mocno przegrzany i wygłodzony. Udało się i poszedł sobie w świat. To było bardzo satysfakcjonujące. Na MLH dostalibyśmy nagrodę Fafika, jak nic ;)  //  Byliśmy też w poznać to małą, puchatą kuleczkę. Była nieco onieśmielona, ale coś czuję, że już niedługo będzie panowała nad podwórkiem.  //  Drobne zmiany we wnętrzach to też normalna rzecz, kiedy coś się u mnie dzieje. Muszę poprzestawiać, coś ująć, coś dodać, żeby dać upust emocjom. Kupiłam lwa, a w domu uświadomiłam sobie, że to tygrys. I to by było na tyle jeśli chodzi o mój znak zodiaku.

 


Randka z mężem to ulubiony element miesiąca. Leżeliśmy na leżakach i zastanawialiśmy się jak nam będzie na Sycylii. Bardzo potrzebowaliśmy już wspólnego urlopu. Pierwszy raz pojechaliśmy do Italii w 2015 roku i tegoroczna podróż to miała być taka klamra. Przez tych 10 lat zwiedziliśmy sporo włoskich miejsc i tamtejszy klimat bardzo nam odpowiada. I pomyśleć, że kiedyś w ogóle nie przypuszczałam, że będę w Italii co roku, a czasami nawet częściej. Marzenia się spełniają.  // Wróciłam też, być może po podobnym okresie, do książek pani Agnieszki Maciąg. Tytuł bardzo ze mną rezonuje i czuję, że z treścią będzie podobnie. // Ze zdumieniem odkryłam, że nie lubię czytać na tarasie. Zbyt wiele bodźców mnie rozprasza. To tylko pokazuje jak bardzo różnimy się od siebie choćby w tak podstawowych kwestiach. Nie lubię też czytać książek na plaży. Raczej wolę zamknięte, przytulne i ciche przestrzenie.

W ogóle w lipcu było sporo o ciszy, którą uwielbiam. Założyłam nawet bardzo spontanicznie Klub Miłośniczek Ciszy i okazało się, że jest nas całkiem sporo. W dzisiejszym, bardzo głośnym i chaotycznym świecie to prawdziwy luksus.

 


Sycylia przywiatała nas pięknym słońcem, błękitnym niebem i upałem. Ale już wiedzieliśmy, że będąc na południu latem, koniecznie trzeba po prostu żyć jak lokalsi, czyli aktywności planować do południa i wieczorem, a w ciagu dnia - sjesta i dużo słodziutkiego, pysznego, schłodzonego arbuza. Ten system się sprawdził i śmiało mogę powiedzieć, że to był chyba nasz najlepszy wyjazd wakacyjny. Bardzo odpoczęliśmy i przeżyliśmy wiele pięknych, niezapomnianych chwil. 

To sałatka z koprem włoskim. Była prze-pysz-na! Zdecydowanie będę próbowała odtworzyć ten smak.  

 


Swoje 44 urodziny spędziłam więc na sycylijskiej Ortigii. Od wielu już lat zazwyczaj wyjeżdżam uczcić ten dzień w jakimś nowym, pięknym miejscu. Sycylia była moim marzeniem. Majowa objazdówka zaostrzyła mój apetyt i wróciłam tutaj żeby świętować! // Do domu przywiozłam dwie urocze filiżanki, które mąż kupił mi w małej lokalnej pracowni ceramicznej, którą odkryliśmy podczas spaceru po miasteczku. Kawa z nich na prawdę smakuje fantastycznie.  //  Miesiąc zakończyłam z poczuciem dumy. Po różnych zdrowotnych perturbacjach, które bardzo odbiły się na mojej sylwetce (i psychice), myślę, że wróciłam do formy (z sylwetką. od stycznia pozbyłam sie 8 nadprogramowych kilogramów. na spokojnie i mam nadzieję - trwale. wklejam zdjęcie, bo jestem z tego mega dumna). Kosztowało mnie to wiele determinacji, wyrzeczeń i starań, dlatego bez skromności czerpię z tego wielką satysfakcję i będę się starała utrzymać ten stan rzeczy, co z wiekiem niestety, jest co raz trudniejsze.  //  Po powrocie do kraju najbardziej brakuje mi plaży o poranku, espresso macchiato z włoskiej kafejki i tych kilometrów przemierzanych codziennie od nowa. I jeszcze zachwytów i odkryć przeróżnych. Jak żyć? 

 

Co przyniesie sierpień?  To się okaże, ale jedno wiem na pewno - nie nastawiam się i nie planuję. Niech płynie. Lipiec pokazał mi, że ja swoje, wszecgświat swoje ;) więc odpuszczam. A może to własnie po to? ;)

Dobrego miesiąca dla Was!

Do zobaczenia tutaj lub na instagramie :) 

Pozdrowienia, Aneta! 


Komentarze

  1. Piekny wpis😍 i tak trzeba zyc😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Staram się żyć tak, żeby przyjemnych chwil było jak najwięcej i by równoważyły te trudne. Pozdrowienia!

      Usuń

Prześlij komentarz