BOLESNY DOTYK WYPALENIA - MOJA HISTORIA
Życie z wypaleniem (dotyczącym różnych dziedzin) przydarza się częściej niż myślimy. Być może moja historia się przyda? Jestem pewna, że warto ją opowiedzieć i teraz, po kilkunastu miesiącach, czuję się na to gotowa.
![]() |
Podczas solorandki w Lanckoronie. To jedno z moich miejsc na świecie. |
Zaczyna się standardowo - chcesz po prostu być miła. Poza tym - pomocna, profesjonalna, zawsze ogarnięta i dająca sobie radę. Najlepiej świetnie.
Nawet nie zauważasz kiedy zaczynasz bardziej myśleć o innych, niż o sobie. Być może masz tak od zawsze.
Zgadzasz się na rzeczy, na które nie masz ochoty. W pracy dajesz z siebie 200%, a to i tak za mało, bo zawsze można lepiej, więcej.
Twoje relacje już dawno nie dają ci satysfakcji. Spotykasz się z ludźmi i myślisz sobie, że coś nie gra. Gdzie autentyczność?
Jesteś dostępna dla każdego i zawsze. Granice zacierają się co raz bardziej. Trochę coś tam próbujesz robić w temacie, ale sił masz co raz mniej, a poczucie pustki jest co raz większe.
Tęsknisz do wolności, chwil beztroski, radości z codzienności, wstawania z ochotą i poczuciem sensu. Wiesz, że masz w sobie duży potencjał, ale...
Im większy jest dysonans, tym bardziej czujesz, że zaczynasz się dusić. Ten brak możliwości wzięcia pełnego, lekkiego oddechu nie jest przenośnią.
Przychodzi moment, kiedy cały organizm odmawia posłuszeństwa. Dosłownie. Kładziesz się i nie masz siły wstać. Ani ochoty. Jesteś bezsilna i jest ci wszystko jedno. Bo nie masz siły na dosłownie NIC.
Tego dnia wróciłam do pracy po zwolnieniu. Lekarz rodzinny stwierdził z całą stanowczością, że nie ma podstaw do przedłużenia L4. Wchodząc po schodach na pierwsze piętro budynku, już wiedziałam, że lada moment wydarzy się COŚ niedobrego. Czułam się bardzo źle. Parę chwil później - karetka, sporo strachu, podejrzenie udaru. Życie w formie stopklatek wyświetlało mi się na suficie ambulansu. Ten dzień spędziłam w szpitalu. Nie byłam nawet w stanie powiadomić bliskich.
Właśnie wtedy zostawiłam za sobą wszystkie role jakie odgrywałam w swoim dotychczasowym życiu. Wiedziałam, że od tego momentu jestem dla siebie na pierwszym miejscu. Już zawsze. To dlatego tak często o tym piszę. To dlatego nie odpowiadam na komentarze o egoiźmie. Nie czuję potrzeby. Wiem o czym piszę, jestem przekonana o słuszności tego stwierdzenia i wiem, że chcę pisać wyłącznie do świadomych i otwartych osób, które rozumieją, lub choćby czują, że wszystko rozpoczyna się od JA. Żeby dać światu, trzeba mieć zasoby. To takie proste i niełatwe zarazem.
Z dnia na dzień przestałam być dostępna. To był nowy stan, którego musiałam się nauczyć. Z perspektywy czasu myślę, że niezbędny, okresowo. Nie w zależności od możliwości. Możliwości zazwyczaj wydają się mniejsze niż w rzeczywistości są. Cały dzień wyłącznie dla siebie. Czas offline. Telefon zablokowany na połączenia przychodzące (nawet nie wiedziałam, że jest taka opcja) po 16 w tygodniu i przez cały weekend. Robienie jednej rzeczy w danej chwili. Czas na odpoczynek każdego dnia. I wiele innych.
Ufam sobie, swoim przeczuciom. Nie mam już absolutnie żadnych autorytetów zewnętrznych. Nikt nie jest w stanie przekonać mnie, że coś powinnam. Jestem jedyną osobą, która wie czego potrzebuję. I nic ponad zdrowie.
Wzięłam na siebie zbyt wiele. Zbyt wiele obowiązków, powinności, ludzkich trosk i odpowiedzialności. Pozwoliłam myśleć, że to ok. Przekonywałam do tego nawet samą siebie. Choć czułam, że to nie tak ma wyglądać.
Czy ta historia ma happy end? Nie wiem. Chyba tak. Moje życie się bardzo zmieniło i wciąż jestem w tak zwanej drodze - w podróży do siebie (stąd nazwa bloga). Ten proces trwa i myślę, że nigdy się nie skończy. Głód siebie autentycznej i zaopiekowanej zakiełkował we mnie na dobre. Idę sobie więc z nim przez życie i ciekawa jestem kolejnych etapów i rezultatów swoich działań.
Wypalenie to nic innego jak potrzeba resetu oprogramowania. Ustalenia WSZYSTKIEGO od nowa, bo poprzednia wersja już ledwie zipie i nie pasuje do TERAZ. Dlatego myślę, że wszelkiego rodzaju rocznice, przełomowe momety w życiu, kryzysy - są właśnie po to, żeby zrobić aktualizację. Dać sobie CZAS, zastanowić się czego POTRZEBUJĘ teraz, na tym etapie. Co już nie działa i czego nie chcę. Jak zmieniły się moje PRIORYTETY. Co potrzebuję zmienić i jak to zrobię. Kogo mogę poprosić o POMOC. Jeśli tego nie dopilnujemy, życie się upomni o swoje i tak.
Myślę sobie, że jestem wielką szczęściarą. Mam ogrom miłości i wsparcia w domu, i to również dla NICH - najpierw JA.
To tyle na dziś. Do napisania, A.
Pieknie napisane😍 bardzo to do mnie przemawia❤️
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. To trudny temat, który trwa już dosyć długo i kto wie ile jeszcze potrwa... Chcę przyłożyć swoją cegiełkę do normalizowania takich tematów i zdecydowanie będę dzieliła się swoją drogą.
UsuńDziękuję Ci za ten tekst 💚 to długa i ciężka droga, aby zmienić swoje priorytety
OdpowiedzUsuńBardzo proszę Kasiu, cieszę się, że zajrzałaś tutaj. Długa i ciężka - tak, ale czasami myślę sobie o tym, że ona taka jest przez blokadę w postaci przekonań i ludzi wokół, którzy wywierają nacisk (świadomie lub nie) na to, żeby te przekonania wciąż były żywe. Co o tym myślisz? Mam teraz taki etap, że zastanawiam się co z tym fantem zrobić i pierwsze pomysły już kiełkują. Jedno jest pewne: DAMY RADĘ 😁
Usuń