O MOICH ŁZACH, KTÓRE PODLEWAŁY MARZENIA I O POCZĄTKACH PODRÓŻOWANIA.
*To miał być post o sycylijskich zachwytach. Ale chyba potrzebowałam sobie ugruntować pewnien temat, no i w trakcie pisania wyszło inaczej. Nie zmieniam wstępu. Jest szczerze i na pewno nie lukrowo, ale za to prawdziwie. Mocno prywatnie, ale tak wybieram. Chcę budować wokół siebie świat złożony z ludzi, którzy doceniają autentyczność, więc jeśli jest Ci to bliskie, zapraszam do lektury moich tekstów. Jestem przekonana, że znajdziesz w nich coś dla siebie, a może nawet cząstkę siebie...
![]() |
Italia ma szczególne miejsce w moim sercu. |
MARZENIA (NIE) DLA MNIE
Z Sycylią to było tak, że zawsze wydawała mi się wyspą zbyt odległą, taką dla wybranych, bogatych, światowych, generalnie na pewno nie dla mnie. Ja zresztą o wielu destynacjach myślałam w kategorii "nieosiągalne". Z lekcji geografii pamiętam ten żal, że nigdy nie zobaczę świata, o którym opowiadała nauczycielka. W latach 90-tych z wypiekami na twarzy czytałam podróżnicze artykuły w kolorowych magazynach i nawet do głowy mi nie przyszło, żeby marzyć o odwiedzeniu tych wszystkich zapierających dech miejscach. Po cichu wzdychałam do kanału National Geographic zazdroszcząc posiadaczom anten satelitarnych, że mają nieograniczony dostęp do podróżniczych treści.
Moje pierwsze świadome podróżnicze marzenie zakiełkowało, kiedy w szkole podstawowej oglądałam kultowy serial dla młodzieży BH90210. Chciałam polecieć za wielką wodę i żyć jak Brenda.
Marzyłam też o technikum hotelarskim, ale wtedy jeszcze słuchałam innych, a nie siebie, więc wyszło jak wyszło. Trafiłam do liceum ekonomicznego w Pszczynie, które było moim 4-letnim koszmarem i skutecznie zabiło we mnie jakiekolwiek marzenia. Ale maturę zdawałam z geografii :)
AMERYKAŃSKI SEN
Miałam serdecznie dosyć edukacji i chciałam odetchnąć. Wszystko potoczyło się tak, że zamieszkałam na 7 lat w Connecticut, w USA! Kto by pomyślał! Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że halo! coś co jeszcze jakiś czas temu było zupełnie nierealne, właśnie się dzieje... więc może inne "nierealne" też się wydarzą?!
"Pod słońcem Toskani" - kultowy film, który widziałam niezliczoną ilość razy. Podróż do Toskanii była moim synonimem luksusu w latach 2000. Miałam przed oczyma siebie stojącą nieopodal Cappella di Vitaleta. Tęskniłam sobie przez lata do tego pomysłu, bardziej będąc przekonaną o tym, że "nigdy", niż "kiedyś".
Ale... marzyłam z co raz większym rozmachem. Kenia, Tanzania, safari, Masajowie - wyobrażałam sobie, że tam jestem.
PRZEŁOMOWY MOMENT
W 2015 roku Karol Lewandowski z Busem przez Świat tak napisał gdy poprosiłam go o odpowiedź na pytanie jak być szczęśliwym (to intrygowało mnie od zawsze):
![]() |
Mój pomysł na szukanie szczęścia. |
Rzecz miała miejsce w Katowicach, w Klubie Podróżnika Namaste. To wtedy zapaliła się we mnie ta iskra, która świeci po dziś dzień. To wtedy zdecydowaliśmy z jeszcze nie-mężem, że wyruszamy do Toskanii z namiotem. Odnaleźliśmy Cappella di Vitaleta. To były jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia. Przeplatały się one z najgorszymi chwilami w moim życiu. Było to kila miesięcy po stracie bliskiej osoby. Czyli Toskania była też lekarstwem.
No i moim prywatnym dowodem na to, że co prawda marzenia potrzebują czasu, ale jednak są realne.
Dziś powiedziałabym, że potrzebują czasu, odwagi i działania. I w moim przypadku, te najbardziej spektakularne - trudnych, przełomowych momentów. Jakoś tak się dzieje, że największe trudy generują u mnie po czasie najpiękniejsze rzeczy. Dziwnie, ale już nawet trochę się do tej zależności przyzwyczaiłam.
GDY ŚWIAT SIĘ ZATRZYMAŁ
No bo jak wytłumaczyć to, że kolejny taki konkretny podróżniczy krok milowy zaliczyłam po ogromnym wypaleniu, kiedy to spadło na mnie zbyt wiele zbyt trudnych tematów? Wiązało się ono z ogólnym wyłączeniem funkcjonowania organizmu. Świat pędził swoim szalonym tempem, a ja dzień po dniu próbowałam zbudować siebie na nowo.
To właśnie wtedy postawiłam na podróże solo. To było jedyne na co miałam siłę. Spakować się i przekierować swoje myśli na zupełnie inne tematy.
![]() |
Ulubione solorandki! |
Nie łatwo jest funkcjonować w zawodzie, który wszystko Ci narzuca. Łącznie z tym kiedy możesz mieć czas wolny. Nie masz ani jednego dnia do rozdysponowania poza wyznaczonymi terminami. Możesz zapomnieć o spontaniczności i podróżniczych marzeniach. Koło nosa przelatują Ci tanie bilety na samolot, oferty last minute i spontaniczne pomysły na wyjazdy. Każdy Twój plan może okazać się do zmiany, bo praca. Weekendy - praca. Telefon może zadzwonić o każdej porze, granice nie istnieją.
Paradoksalnie, dzięki temu, (piszę to z perspektywy czasu, wtedy kiedy było bardzo źle, byłam naturalnie załamana tym faktem) że mój organizm się wyłączył i odmówił funkcjonowania - odzyskałam coś bardzo cennego - CZAS i możliwość decydowania o sobie.
To wtedy pełna lęku czy sobie poradzę kupiłam bilet do Lizbony, żeby zobaczyć kultowe żółte tramwaje, które parę lat wcześniej nakleiłam na jedną ze swoich map marzeń. Zaszałałam z tą odwagą, bowiem lot powrotny zabookowałam z Porto, czyli logistycznie miało być trudniej niż zakładałam. Ale późniejsza satysfakcja i to co przeżyłam były tego tak bardzo warte.
TRUDNE POZWALA ODZYSKAĆ SIEBIE
To właśnie w Portugalii wróciłam pamięcią do lekcji geografii ze szkoły podstawowej. Stałam wtedy na najbardziej wysuniętym na zachód punkcie Europy - Cabo da Roca i zachwyt wyciskał z moich oczu łzy szczęścia. Obiecalam tam sobie, że już zawsze w pierwszej kolejności będę szanowała siebie, swoje potrzeby i wartości. Tam też uwierzyłam w to, że jestem w stanie spełnić każde swoje marzenie.
![]() |
Cabo da Roca - miejsce, które mnie zmieniło. |
Później, korzystając z odzyskanego CZASU rozszalałam się podróżniczo na dobre, co możecie śledzić na instagramie - Hiszpania, Francja, Dania, Niemcy, Włochy - w tym wymarzone Alberobello, a póżniej Sycylia właśnie.
Pisząc ten tekst przypomniałam sobie, że przecież w 2019 roku, po tragicznej śmierci mojego Taty, zrealizowałam projekt podróżniczy 52 miejsca w rok. To była moja autoterapia. Znowu trudne popchnęło do wymarzonego.
Albo wtedy, gdy po zakończeniu pierwszego małżeństwa zaczęłam przemierzać "nieosiągalne" dla mnie tatrzańskie szlaki.
Z kolei wtedy, gdy kolejne osoby znikały z mojego życia, kiedy się zmieniałam i relacje się kończyły, to wtedy zaczęłam jeździć na solorandki, żeby to wszystko sobie jakoś poukładać i nauczyć się być sama ze sobą, żeby zbudować relację, która jako jedyna będzie ze mną na zawsze.
Wychodzi więc na to, że podróże są moim antidotum na wszystko, moim wymarzonym stylem życia, moim zachwytem i moim spełnieniem.
A TERAZ?
Teraz wracam na Sycylię - po słońce, po kolory, po smaki, po beztroskę. Na tę Sycylię, której kiedyś nie byłam godna... Czuję, że to będzie podróż - klamra. No i jestem szalenie ciekawa tego co dalej.
![]() |
Lądując w Katanii warto usiąść przy oknie po lewej stronie. Etna. |
Ależ sentymentalny post mi wyszedł...
Patrzę dziś na swoje życie z perspektywy i czuję ogromną wdzięczność. Za każde spełnione marzenie. Za każde moje działanie, które do tego doprowadziło. No i też trochę za te wszystkie zakręty, które prowadziły mnie do pięknych miejsc – dosłownie i w przenośni. Mogę śmiało powidzieć, że moje łzy podlewały marzenia.
Teraz, kiedy już uwierzyłam w swoją sprawczość, mam nadzieję spełniać je z większą lekkością. Czego i Tobie życzę:)
Komentarze
Prześlij komentarz